Wielkimi krokami zbliża się wrzesień. W zasadzie to już jutro. Ten miesiąc był zawsze dla mnie początkiem roku. Mój rok zaczyna się dla mnie nie 1 stycznia a 1 września. To czas zmian, nowych decyzji typu zdrowa dieta, więcej ruchu. 😉 Jesień to moja ulubiona pora roku. Zakochałam się w jesieni i zakochiwałam się zawsze jesienią. Mieniący się kolorami krajobraz był zachwycająco malarski i nie kojarzył mi się z przemijaniem oraz tęsknotą za gorącym latem. Raczej z czymś dobrym, co miało nadejść, jak długo oczekiwana paczka z aliexpres. Trochę tych „prezentów” na mnie czeka. Mam nadzieję, że wszystkie będą jednak zgodne z opisem i tym, co sobie zamówiłam czyli zdrowie oraz spokój dla mnie i moich bliskich. Bym mogła z pełną satysfakcją powiedzieć „tak polecam tego allegrowicza”.

W tym roku jednak nie wszystko zależy od nas samych. Jak bardzo się do tej pory myliliśmy sądząc, że nasze życie leży w naszych rękach. W nowy rok wkraczam z pełną odwagą ale i obawą. Czy grozi nam kolejny lockdown? Czy podniosę się, gdy po raz kolejny zaliczę upadek?

Z jednej strony jestem pełna optymizmu i entuzjazmu. Przebieram nogami jak mała dziewczynka ubrana w różowy strój, która śpieszy się na zabawę choinkową, bo wie że będą mikołajkowe prezenty. Z drugiej strony jestem rodzicem tej dziewczynki, który pilnuje by nie zjadła tych wszystkich słodyczy naraz, bo się pochoruje. Nie raz w memach mądrze pisano o tym, że w środku nas siedzą dwa wilki. Ja w środku mam małą dziewczynkę w różowej tiulowej sukience a z drugiej strony snajpera ubranego w moro, groźnego i zdecydowanego, by oddać ostatni strzał.

Często gdy kreowałam swoje pomysły to na początkowym etapie wkraczał snajper i genialnie wszystko neutralizował. Sama sobie podkładałam kłody pod nogi, sabotując plany, z których nic nigdy nie wychodziło. W tym roku nie musiałam niczego sama psuć. Nagle się okazało, że porażka jest jakimś globalnym ociepleniem, światową pandemią i dotknęła nas wszystkich. Po tych miesiącach w zamknięciu, otrzepałam z kurzu swoją tiulową sukienkę i uznałam, że w końcu pora zjeść te wszystkie cukierki. Czy mi zaszkodzi? Tego nie wie nikt.

Boję się porażki, jak każdy ale zadziwiająco dobrze poradziłam sobie z kryzysem, który absolutnie nie był moim udziałem, mimo że umiejętnie potrafiłam sama sobie psuć, truć i wmawiać, że nie wyjdzie. Od września wracam do pracowni i zaczynam warsztaty z ceramiki, planuję już szkolenia dla nauczycieli na kolejne miesiące. Niektórzy się pytają: A nie boisz się, że epidemia pokrzyżuje nam plany? W zasadzie to jest coś co ode mnie nie zależy, ale jak zacznę się bać to przyjdzie ten snajper i zacznie strzelać nowym, pełnym magazynkiem. Jedyne co ode mnie w tym momencie zależy, to to, by chciało mi się chcieć.

Często porównuje swoje problemy lub moment podjęcia jakiejś trudnej decyzji ze skokami spadochronowymi. Jak zadziwiająco łatwo było wyskoczyć z lecącego samolotu a jak trudno mi dokonać wyboru. Więc dokonujmy wyborów z odwagą bez strachu inaczej ktoś inny zje nasze cukierki. Ktoś inny pójdzie na bal i ktoś inny będzie za nas szczęśliwy. Tymczasem ja ruszam do pracowni otrzepać z niej kurz i wymieść wszystkie strachy, bo przed nami dużo warsztatowej pracy.

Dołącz do Newslettera i bądź na bieżąco z nowymi audycjami.

Nie spamujemy! Przeczytaj naszą politykę prywatności, aby uzyskać więcej informacji.