Wszyscy robią piękne podsumowanie poprzedniego roku. Co udało się zrobić, czego dokonać, jakie góry zdobyć. Mnie ten rok przeorał. Dał mi w kość i nie był łaskawy. Ale to były moje wybory. Podjęte świadomie, bez krzywdy dla innych wokół. Mimo, że bardzo radykalne i zroszone łzami, to teraz żyje się lepiej, a może po prostu inaczej.

Lista z postanowieniami – jakaś była. Co udało się zrobić? A no nic. Niestety nie dlatego, że mi się nie chciało, albo zabrakło mi motywacji. Po prostu nie mogę. Nie jestem do tego zdolna, moje ciało już nie jest. Może kiedyś będzie, ale w tym roku nie dało rady. Głowa za to całkiem sprawnie poradziła sobie z wyzwaniami, których nawet nie planowałam. Zaczęłam pisać więcej. Jak ja to lubię. A serce? Jakoś to wszystko trzyma. Jak już wysiadło wszystko co mogło, to gdzieś tam zawsze jest serce, które jak osobny byt walczy o każdy Twój oddech. Bo najtrudniej odnaleźć harmonię w tym całym bałaganie, który przecież sam się robi.

Czasami wydaje się, że jesteśmy w stanie góry przenosić, że możemy przepłynąć ocean. Już na początku roku byłam przekonana, że lista z postanowieniami, którą sobie beztrosko ogłosiłam, to przecież będzie bułka z masłem. Okazało się, że pewne rzeczy trzeba będzie odpuścić, inne przełożyć, a jeszcze inne zamienić na coś innego, może nawet lepszego, bardziej opłacalnego. Ale żeby nie było, jeden punkt mogę odhaczyć, a wpisałam go zupełnie dla beki. Taki psikus. Los jest przewrotny. Więc w tym roku żadnych list, żadnego planu, żadnego harmonogramu. Niech się dzieje magia.

Dołącz do Newslettera i bądź na bieżąco z nowymi audycjami.

Nie spamujemy! Przeczytaj naszą politykę prywatności, aby uzyskać więcej informacji.