Świat się zmienił, ludzie się rozleniwili. Podobno koronawirus dał im więcej czasu na robienie rzeczy, na które wcześniej nie mogli sobie pozwolić. Generalnie wyszło świetnie, bo to taki dodatkowy płatny urlop. Niby w pracy ale jednak nie muszę robić nic. Facebook pękał w szwach od filmów zachęcających do tego, by spojrzeć na dobre strony epidemii. Przecież teraz, jak nigdy, możemy sobie żyć wspólnie razem. Żyć… a ja starałam się przeżyć.
Gdybym zadała wam pytanie – Co w życiu jest najważniejsze? To każdy odpowiedziałby podobnie. Najważniejsza jest rodzina, miłość i zdrowie. Jak się okazuje praca też jest ważna, tym bardziej, że część z nas tę pracę straciła. Wystarczy, że zachwieje się jeden z tych filarów a my tracimy grunt pod nogami, wpadamy w panikę, dopada nas stres i pytania o jutro. Co będzie jutro?
Na mnie to pytanie nie spadło wcale tak znienacka. Wiedziałam, że prędzej czy później dopadnie mnie albo choroba albo utrata pracy. Wraz z ogłoszeniem pandemii, zamknięto szpitale i przychodnie. Pozbawiono mnie pooperacyjnej opieki specjalistycznej. A najgorsze z tego wszystkiego było to, że pierwsza operacja się nie udała. Rozpoznanie – perlak ucha środkowego. To rodzaj niezłośliwego guza, który tworzy się w uchu i niszczy wszystko co napotka na swojej drodze. Pozostawienie choć fragmentu sprawia, że guz odrasta. Tak się stało w moim przypadku. Dlaczego? Miałam takie poczucie, że zrobiono sobie z mojej głowy poligon doświadczalny. „ No zobaczymy ile wytrzyma”?
Od 2016 słyszałam bardzo źle, po operacji było jeszcze gorzej. Po dwóch miesiącach trafiłam w trybie pilnym do szpitala. Z podejrzeniem zapalenia opon mózgowych i mózgu. Na przyjęcie do szpitala czekałam 7 godzin. Potem kolejne 24 godziny na wynik na koronawirusa. Z każdą chwilą czułam się gorzej. Świat wirował jak po dobrej imprezie. Tylko teraz przeżywałam to zupełnie na trzeźwo. Wezwano na konsultacje lekarza neurologa. Niestety się nie pojawił. Powiedział, że póki nie okaże się, że jestem zdrowa to nie przyjdzie mnie zbadać. Jakiś absurd. Przecież nie byłam zdrowa.
Świat w czasie pandemii tak właśnie wygląda. Przy wypełnianiu ankiety, zostałam zapytana, czy mam jeszcze jakieś inne choroby współistniejące… Nie, tylko to co sami popsuliście – pomyślałam. Nie fajnie byłoby zasilić statystyki.
Natychmiast po przyjęciu podano mi antybiotyki, które paliły żyły. Neurolog zjawił się po 4 dniach. Byłam już po operacji, która się udała, ale nie wszystko będzie już takie jak wcześniej. Do szpitala przyszłam na własnych nogach a opuściłam go po 8 dniach w asyście. Nie byłam w stanie chodzić samodzielnie. Świat wirował, nie mogłam jeść, mogłam tylko spać. Rokowania były złe. Mogę nie słyszeć, mogę nie widzieć, mogę tego nie przeżyć. Mam uszkodzony błędnik, zawroty głowy będą mi towarzyszyć jeszcze przez kilka miesięcy. Uczyłam się na nowo chodzić, patrzeć i słuchać muzyki. Na nowo też zrozumiałam, co w życiu jest najważniejsze.
Podczas jednego z moich ostatnich wywiadów do radia moja bohaterka powiedziała mi, że choroba zmienia naszą perspektywę. Widzimy świat na nowo i cenimy te drobiazgi, które były niezauważalne. Nagle przestałam się bać utraty pracy, którą i tak straciłam z powodu cięcia kosztów. Albo tego jak wyglądam w sukienkach, w ogóle tego jak wyglądam, bo mogłam dodatkowo dostać zapalenia nerwu twarzowo-czaszkowego a wtedy mogłabym się już nigdy nie uśmiechnąć. Nie obchodził mnie bałagan wokół. Najważniejsze, że porządek mam teraz w głowie również w sensie duchowym. Intuicyjnie szukam do swojej audycji kobiet, które zajmują się medytacją, relaksacją i wewnętrznym wyciszeniem. Szukam harmonii pomiędzy moim niespokojnym duchem a ciałem, które jeszcze trochę potrzebuje czasu na to, by iść gdzieś zaszaleć.
Nie jest mi też jakoś strasznie żal, że nie mogę już robić pewnych rzeczy. Moje życie było bogate w doświadczenia i aktywności, których być może już nigdy nie powtórzę. Mam w sobie ten spokój i nie boję się już niczego.
Po operacji co tydzień chodzę na kontrolę do lekarza. Jestem pod opieką czterech specjalistów otolaryngologów. Każdy mówi co innego. Słucham tylko tego, który mówi, że kiedyś jeszcze będę jeździła rowerem.