foto: pixabay

Jak byłam małą dziewczynką, mama czytała mi do snu. Czytała mojej siostrze i potem mojemu młodszemu bratu. Wychowana jestem na bajkach o księżniczkach, które gdy już spotkały księcia z bajki i wyszły za mąż, to żyły długo i szczęśliwie. W tych wszystkich bajkach był wyraźny podział na dobro i zło, a wilk był zawsze najgorszy.

Anię Maziuk poznałam podczas spotkania olsztyńskiej grupy poetek „Półkowniczki”. Zjawiłam się tam zupełnie przypadkiem, z moją radiową drugą połówką Joanną Nawotką. Trafiłyśmy do lasu, gdzie przy ognisku siedziały kobiety. Z daleka biła od nich dobroć, a w uśmiechach było coś hipnotyzującego. Na początku czułam się tak, jakbym wbiła się na jakąś zamkniętą imprezę, ale zaraz dojrzałam kilka znajomych twarzy. Przyjęto nas z otwartymi ramionami. Poczęstowano ciastem i kawą.

Następnie każda po kolei opowiadała swoją historię, czytając wiersz lub fragment prozy. Obok mnie siedziała Ania. Miała w sobie coś z Indianki, kobiety, która jest blisko natury i rozmawia z leśnymi duchami. Okazało się, że jest tropicielką wilków. Obserwuje je i bada ich zwyczaje. Potrafi godzinami chodzić po lesie i szukać śladów ich obecności. Na jesieni ukaże się jej książka, a ja zapragnęłam wybrać się z nią na spacer do lasu.

Umówiłyśmy się kilka tygodni później. Ania pokazała mi las ze swojej perspektywy, upominając mnie na samym początku, że jestem w nim tylko gościem. Po kilkunastu minutach naszej rozmowy natrafiłyśmy na wilczy ślad i to nie był odcisk łapy, ale wielka wilcza kupa, która potwierdza obecność wilków w danym miejscu. Chodziłyśmy po lesie szukając tropów wilków, a trafiałyśmy na ślady innych zwierząt. Łania, jeleń, borsuk, sarna i inne mniejsze ślady łap, na które nigdy nie zwracałam uwagi.

Gdy zrobiłyśmy sobie krótką przerwę siadając na pniu przewróconego drzewa, zaczęłam się zastanawiać, czy to ja tropię czy to tropią mnie. Byłam przekonana, że jesteśmy obserwowane. Ania tylko skinęła głową, dodając sytuacji dramatyzmu. Zwierzęta ostrzegają się nawzajem informując, że do lasu wchodzi człowiek. Jesteśmy drapieżnikami, a zwierzęta znają nasze okrucieństwo, więc nas unikają, ale to nie znaczy, że nas nie widzą i nie są ciekawe.

Tak więc spędziłam ponad 2 godziny w lesie, szukając wilków. Po znalezieniu pierwszego śladu człowiek ma apetyt na więcej i może dla niektórych wilcza kupa to coś obrzydliwego, ale dla mnie to pierwsze wilcze trofeum. Teraz wchodząc do lasu mam oczy szeroko otwarte, patrzę pod nogi i szukam śladów obecności. W zasadzie każdy z nas to może robić, ale pamiętajmy, że jesteśmy tam tylko gośćmi.

Odcinek 5: Olsztyn kocham bo muszę czyli wakacje w mieście

Dołącz do Newslettera i bądź na bieżąco z nowymi audycjami.

Nie spamujemy! Przeczytaj naszą politykę prywatności, aby uzyskać więcej informacji.