Skoro sporty ekstremalne zostawiłam daleko w tyle, to postanowiłam całą swoją uwagę skupić na pracy i na doskonaleniu umiejętności zawodowych. Doszłam w pewnym momencie do wniosku, że jeżeli sama nie będę się uczyć i rozwijać to nie będę miała nic więcej do zaoferowania swoim kursantom, a niektórzy przychodzą do mnie od lat. I tak stworzyłam sobie listę kursów, w których chciałabym wziąć udział i konsekwentnie małymi krokami zdobywam nowe umiejętności, zgłębiając tajniki wiedzy ceramicznej. Nic tak nie rozwija jak popełnianie błędów ale wyszłam z założenia, że popełniłam ich już tyle, iż wolę uczyć się na cudzych. Nawet jeśli kosztuje mnie to naprawdę bardzo dużo pieniędzy.

Jakiś czas temu zaczęłam robić kafle ceramiczne. Mam za sobą już pierwsze zlecenie i udaną realizację. Postanowiłam swoją ofertę poszerzyć o coś naprawdę niesamowitego. Mozaiki ceramiczne, które zawsze wprawiały mnie w zachwyt, stały się pierwszym punktem na mojej liście kursów. Po pierwsze na zajęciach dowiedziałam się jak mało wiem, bo ceramika to dziedzina, w której nie do końca da się przewidzieć co wyjmiemy z pieca. Po drugie dowiedziałam się, że również dysponuję wiedzą tajemną ale troszeczkę w innym zakresie. To też zainspirowało mnie do większej otwartości na to, co sama mogę zaproponować osobom, które odwiedzają moją pracownię.

Szkolenie z mozaiki, było jednym z trudniejszych ale jednocześnie ciekawszych doświadczeń w mojej edukacji. Najważniejszy jest pomysł, bo opanowanie techniki to czyste rzemiosło, które każdy może opanować. Pod warunkiem, że ma chęci i umiejętności manualne. No dobrze, ale zapytacie jak to ocenić?

Ocena towarzyszy nam od małego. Oceniają nas pod względem naszego zachowania: grzeczny, niegrzeczny; tego jak jemy: czy ładnie jemy czy jesteśmy niejadkiem. To jak rysujemy – przeważnie ładnie. Wysyłamy do małego człowieka bardzo wąskie komunikaty, które są oceną. Nie skupiamy się na tym, by to co chcemy przekazać, nie niosło po drodze niedomówień i domysłów: Co on chce do mnie powiedzieć? Co to znaczy być grzecznym albo co to znaczy, że coś jest ładne?

Na przestrzeni swoich lat zawodowych jako nauczyciel plastyki i instruktor ceramiki, spostrzegłam, że najbardziej oporni i obawiający się oceny są dorośli. Nie pozwalamy sobie na to, by czegoś nie umieć. Chcemy wiedzieć już natychmiast. O ile zajęcia w przedszkolu to czysta zabawa, o tyle szkoła narzuca na uczniu i nauczycielu potrzebę oceny. I tak, jako osoby dorosłe poddajemy wszystko ocenie. Siebie i swoje otoczenie, bliższe lub dalsze.

Ocena zajęć plastycznych. Kto ma prawo mówić o tym, że coś jest ładne?

Pracując w gimnazjum jako nauczyciel plastyki zderzyłam się ze ścianą już na pierwszych kilku zajęciach. Jak zmobilizować grupę do pracy twórczej, która raczej ma cię gdzieś. Nie uczę matmy więc nie muszą traktować mnie poważnie.

Oglądaliście „Młodych Gniewnych” z Michelle Pfeiffer. Młoda nauczycielka w trudnej, patologicznej klasie, pełnej bandytów. Tak właśnie większość ludzi postrzegało gimnazjum i dlatego też postanowiono je zlikwidować. Tylko, że zapomniano o tym młodym człowieku, dla którego to w zasadzie nic nie zmienia, bo on nadal ma swoje problemy a w tym wieku największe problemy ma się z samooceną właśnie.

Zaczynając więc pracę z grupą wyszłam z założenia, żeby samej nie być ocenianą również nie powinnam tego robić. Na początku roku powiedziałam wszystkim, że mają 5. Warunek jest taki, że muszą pracować i się starać. Jak nie będą się starać nie będę wstawiać żadnych ocen. Nieklasyfikowany z plastyki – no raczej wstyd. Potem egzamin, jakieś poprawki, generalnie szkoda zachodu na realizowanie programu w wakacje.

Do nauczania sama postanowiłam podejść twórczo i wyjść poza ramy, w których funkcjonowały tylko kredki, farby plakatowe i duży blok. Grupa była podzielona. Kilka osób w ogóle odmówiło współpracy. Totalna olewka, włącznie z trzymaniem nóg na stole. Nie zwracałam na to uwagi. Z czasem nuda dała się tak we znaki, że zaczęli pracować wszyscy. Ile czasu zajęło mi zebranie wszystkich i zachęcenie do pracy? Było to jakieś 20 minut. Po pierwszym semestrze byliśmy w stanie rozmawiać o sztuce współczesnej, rozkładaliśmy na czynniki pierwsze definicje, porównywaliśmy prace klasyków ze współczesnymi artystami. Bawiliśmy się i nagle okazało się, że wszystkie dzieci są zdolne, mają umiejętności, jedni większe inni mniejsze. Dowiedzieliśmy się, że nie ma głupich pytań. Że nie należy się ich bać bo nikt za to nie zostanie oceniony. Bo jak nie pytamy, to nie dostaniemy odpowiedzi a nikt za nas nie domyśli się o co nam chodzi.

Tak więc wracając do samego początku. Na pierwsze zajęcia przyniosłam 10 kg gliny.

Dołącz do Newslettera i bądź na bieżąco z nowymi audycjami.

Nie spamujemy! Przeczytaj naszą politykę prywatności, aby uzyskać więcej informacji.